czwartek, 28 lutego 2008

"Tropy" Franiszka Pika Mirandoli


Prace roczne z historii literatury to było zazwyczaj gmyranie w archaicznych formach, tematykach i wrażliwościach...Choć robiło się wszystko, żeby przemycić jakis fajny smaczek, to to i tak bywała męczarnia i straszliwa dłubanina....
W tym roku szok - opowiadania Mirandoli są świetne! Trącą takim iberoamerykańskim realizmem magicznym (choć kolejność jest odwrotna ;)
Człowiek obdarzony wiedzą, o źródle wody, a mimo to podający ja dalej do picia pracownikom...Góra pokutników, na której powstaje Hotel - pomysł podyktowany przez dziwną kreaturę...
Jest onirycznie, ironicznie i krótko - bez przegadania, ale za to z jakimi puetnami!

Najbardziej urzekło mnie ciekawe pokazanie tego, jak do "normalnego" życia wnika irracjonalność... nawet ktoś tak prozaiczny i przyziemny, jak urzędnik - telegrafista ma swoją iluminację... Woda z kranu kapiąc, uparcie podaje tajemniczy adres....

kap kap....

kap kap kap...


Muszę się nauczyć Morse'a :) Nasz kran ciągle kapie.... hmmm...czy to tylko nieszczelna uszczelka?

piątek, 22 lutego 2008

"Cesarz" Ryszarda Kapuścińskiego


Właśnie skończyłam najsłynniejszą książkę Kapuścińskiego. "Cesarz". Trochę (!) się rozczarowałam... Co prawda genialnego pomysłu opisania zmierzchu władzy Hajle Sallasjego nie z obiektywnej -zewnętrznej perspektywy korespondenta, ale od "środka" - spisując opowieści były urzędników dworskich mu odmówić nie można...Co więcej - sprytne uniknięcie moralizowania, przez ograniczenie komentarzy odautorskich do absolutnego minimum...
Ale książka się jakoś tak dłuży...szczególnie drażniła mnie ta pseudo-stylizacja w wypowiedzi niektórych dworzan...
Może mam już gust wypaczony przez gazetowe pisanie i czytanie "gazetowo" napisanych powieści?

No i czymże łoni się chwalom?

Historyjka opowiedziana przez kumpele, ale świetna :) Otóż jej mama pracuje w urzędzie miasta. Idąc kiedyś przez korytarz, słyszy taką opinię (ramolnej baby ze wsi, jak to określiła kumpela ;) :

- Widzi Pani na tych tabliczkach? no ja rozumim, że magistrom piszom, bo magistry studia skończyły. ale ten cały lic. ? no i czymże łoni się chwalom? że liceum skończyli? a cóż po takim liceum?

A mi tak w bólach ten lic. się przed nazwiskiem produkuje...eh...eh...

poniedziałek, 18 lutego 2008

"Polka" Gretkowskiej


O Gretkowskiej do tej pory wiedziałam niewiele. Że skandalistka i feministka...tyle. Ostatnio zauroczona tym, że na półce w dziale "nowości" w mojej małomiasteczkowej bibliotece jest jakaś atrakcyjnie wyglądająca książka, wzięłam do ręki. "Nowość" jest sprzed 7 lat, ale co tam - świetna okładka. Wzięłam :)
Czytałam w doskokach - jak to zwykle w czasie studiów ( i jeszcze sesja...brrr...).
Przed chwilą skończyłam...
Wrażenia?
O Gretkowskiej wiem dużo więcej - i to rzeczy, których w Wikipedii się nie przeczyta. Dziwne ale czytałam ta książkę, trochę jak samotna kobieta. Z zazdrością o Pietuszkę, którego narratorka odmalowała jako wcielenie rozkoszy, dobroci i męskiej słodkości.

Dzwoni Pietuszka. Skarżę mu się na siebie, na Maleństwo.

- Co dzisiaj produkujemy? Ucho? Oko? - próbuje mnie zabawić.

- Może osobowość, i dlatego mdli.


***

Petardy, sztuczne ognie rozświetlają ciemność.

- Koniec stycznia... Aaa, Nowy Rok. Żegnaj, mój Smoku - Pietuszka całuje mnie w nos.

- To był rzeczywiście Rok Smoka, tyle się naro­biło...

Wracamy do łóżka. Nie mogę zasnąć, odnaleźć wymoszczonego snem spokoju. Kręcę się i wpadam w myślotok:

- Nie może być przypadek... Pola według chiń­skiego kalendarza pojawiła się na świecie w moim roku - Smoka. Słyszy fetowanie swojego roku Wołu...

- Węża - Pietuszka jest lepszy w chińskiej ast­rologii.

- No, z ojca taoisty - żartuję. - Chciałabym nauczyć ją chińskiego, to znak... potwierdzenie woli Niebos.

- Gretkosia, śpij.

- Nie mogę. Chińczycy wynaleźli petardy do od­straszania demonów, jak ja mam spać, kiedy tam na niebie walka o szczęście Poli?

- Zabiorę cię jutro na chińskie ciastka z wróżbą, tylko śpij...

- Najpierw uspokój córkę - przykładam mu dłoń do pępka. - Rozkopała się.


Książka trochę schizofreniczna, ale co w tym dziwnego - natura kobieca ma coś w sobie z choroby psychicznej... Raz czuła matka, gładząca brzuch, łaskocząc wypuklenia, które po dotknięciu uciekają do wnętrza...a raz stereotypowa feministka, która pisze o skrzepach, śluzach, seksunach (takiego określenia jeszcze na TO nie słyszałam :>). A może tak faktycznie jest?
Gretkowska w każdym razie ma świetne pióro. Fajnie wyciąga ironiczne smaczki z otaczającej rzeczywistości ( i ma racje, nie po Gombrowiczowsku - choć emigracyjne klimaty i rozrachunki z polskością sprzyjają...fajna dwuznaczność tytułu ...), i nie powiem - zgrabnie, z humorem to opisuje.
Co więcej, książka jest też autotematyczna - czytelnik czyta sobie o powstawaniu książki, która czyta :) O maratonie korekt, śmierdzącej kotami piwnicy grafika od okładki, radach wydawnictwa, aby przyspieszyć poród, bo książka musi być poskładana do tego a tego dnia...
Ciekawe - takie odbrązawiające. Postmodernistyczne?
nie........bleeeee........
mam mdłości na dźwięk tego słowa...no nic, tyru tyru do pracy licencjackiej. Wreszcie coś pisać, co moze da ten upragniony lic przed nazwiskiem :>

P.S. Wstyd się przyznać, ale "Polkę" czytałam też jak zbeletryzowany poradnik dla przyszłych/obecnych mam...Trochę fajnych rzeczy się dowiedziałam - nadwrażliwość na zapachy...i to czego nie potrafię sobie wyobrazić - że w ostatnich miesiącach dziecko porusza skóra brzucha...tak jakby było w namiocie...
niesamowite...

piątek, 15 lutego 2008

Barbarzyńca w ogrodzie


Nigdy nie lubiłam Herberta... Denerwował mnie. Taki się wydawał kryształowy, klasyczny w tej swojej poezji - a przez to nudny, patetyczny i straszliwie męczący.
I tak było długo długo...
Do póki nie wzięłam do ręki "Barbarzyńcy w ogrodzie". Zdziwiłam się szczerze, bo to książka dowcipna. I to nie tylko doprawiona dowcipem grzecznym, ale i takim zadziornym, uszczypliwym. Miło się zwiedza kolejne kraje z Herbertem...nie z narratorem - bo dla mnie "Barbarzyńca" to jednak książka osobista. I książka rehabilitująca - bo dzięki temu, nie tylko polubiłam Herberta, jako pisarza (na razie tylko prozaika -hehe, tak offowo ;), ale i dałabym mu się zaprosić na randkę ;)
No bo ja na randki, to tylko z facetami z charakterami chodzę :)

/jak skończę czytać, to będzie bardziej rzeczowo i bardziej o książce :)