niedziela, 29 czerwca 2008

Masz... to lepsze

Jadę sobie autobusem do centrum. Jest niemiłosiernie gorąco i duszno, a korki pozwalaja na poruszanie się z prędkością żółwia. Próbuje czytać - nie da się. Patrzec przez okno tez nie za bardzo - szyby zaparowały od tej duchoty. Nagle słyszę obok siebie rozmowę.

- A co Pani czyta wieczorami?
- Wieczorami? Wieczorami to sie najczęsciej uczę. A teraz czytam książki do pracy magisterskiej
- A jakie książki?
- Zagranicznych autorów...
- A jakich autorów?
- Różnych, bo ja studiuje filologie niemiecką... (pauza)...aaa... to znam. Czytałam kiedyś.

- A co Pani czyta?
(Zdębiałam, bo pytanie było do mnie. Pokazałam okładkę książki o Kapuścińskim.)

- Eeeee, to lepsze - i podaje mi malutka książkę oprawiona w gazetę. - To dobra książka, dla wszystkich, a szczególnie ludzi znudzonych życiem.

Zakonnik uśmiechnął się. Wzięłam do ręki, odchyliłał okładkę - "Proces" Kafki. Podziękowałam i stanęłam przy drzwiach, bo zaraz miałam wysiadać. Brat rozlokowywał sie ze swoimi tobołkami na jednym z siedzeń. Spojrzałam ostatni raz, żeby zapamiętac jego dobre, roześmiane oczy. I przekrzywioną na łysinie wełnianą czapeczkę.

Autobus zatrzymał się. Drzwi się otworzyły.

sobota, 28 czerwca 2008

Kawa i papierosy (Coffee and Cigarettes)


Kolejny "ambitny film", które pasuje zobaczyć. No to zobaczyłam. Wrażenia? Trochę się wynudziłam i podejrzewam, że reżyser chciał do tego... dopuścić. Film "polepiony" z kilku etiud filmowych, w których znani aktorzy, muzycy grają... siebie samych. Rozmowy przy kawie są nudne i takie trochę fatyczne - nie chodzi by się czegoś od drugiej osobie dowiedzieć, ale by podtrzymac kontakt...
Czyli ze Coffe&ciagerettes to nie żaden tribute, tylko wręcz coś odwrotnego?Chyba właśnie tak... Ach - jaki to policzek, dla "intelektualnej" śmietanki Jednego Wielkiego Miasta, która pozując na pseudo-bohemę, przesiaduje godzinami po kawiarniach, żywiąc się tylko dymem i goryczą kawy...

I choć film dłużył mi się okrutnie .. to przyznam jedno. Ujęcia są super. Az się czuję smak tej kawy... i zapach dymu papierosowego. Dziwna rzecz - widziałam, że dym jest bardziej "fotogeniczny" w czerni i bieli, ale że kawa też... tego nie wiedziałam :)

Ratatuj


Od czasów Shreka (pierwszej części ! reszta to nudny i przereklamowany chłam...) nie widziałam fajnego filmu animowanego. Czerwony kapturek wynaciągany, Nemo (dawno temu obejrzany z siostrą do towarzystwa) słodkawo-mdławiący.. No nic tylko załamać recę i rzucić się w odmęty... literatury? pozytywizmu? (nie!) ha - "Popiołów" (nie! nie! :D)

Jako, ze oblany egzamin to dobra okazja żeby się odmóżdżyć...i obejrzeć pożyczone miesiącami wczesniej filmy - padło na Ratatuj ;)

Oniemiałam. Świetna animacja ( a może to tylko słabość do gryzoni?). Fajny humor. Szczurki są przeurocze - ale nie cukierkowo - mdłe. I jaki dubbing !
Nawet pochrapywanie M. mi nie przeszkadzalo ;) Płyty jeszcze długo chyba nie oddam - będzie dyżurnym polepszaczem humoru przed "batalia (bo kampania to mało powiedziane) wrześniową".

No i kurcze... Gotować kazdy może? Obaczym :)

Rezerwat

Najpierw była piosenka, którą kumpela wyśpiewywała z M. idąc jedną z ciemnych, mokrych (parę chwil wczesniej byla ulewa) ulic Jednego Wielkiego Miasta.

Potem przyszedł czas na film. Temat niby oklepany - biedny polski margines. Ale mimo wszystko pokazany tak jakos fajnie - z humorem, z duszą. Nie wiem czy to przez fotografie (lejtmotyw i moje prywatne zboczenie :) czy przez piosenki. (szczególnie jedna :D)
Mimo, że to film (a nie dokument!) jest tak jakoś ... prawdziwie. I o dziwo - nie robi się człowiekowi smutno. Nie staje mu w gardle cieplutka herbatka, kanapeczki z szyneczką i pomidorkiem. Nie staje, bo chociaż świat w "Rezerwacie" jest odrapany, niesprawiedliwy, miejscami brutalny...to jakiś taki radosny. Człowiekowi z milutkim, spokojnym domku, z przyszykowaną kolacyjka, tak jakoś do niego... tęskno.

Musze kiedys pojechac na Pragę. Może mi nie wtłuka, a uda się zrobić jakieś fajne zdjęcia? :)

piątek, 6 czerwca 2008

Południe - Północ


Ha!, więc jednak można zobaczyć w tej publicznej telewizji jeszcze coś ciekawego ...prócz durnych (a kosztownych ) teleturniejów, tv show'ow, seriali...

Południe - Północ. Film, który bardziej przypomina etiudę filmową niż pełnometrażową opowieść (którą jest w istocie). Wszystko jest tutaj minimalistyczne - niewiele muzyki, szczątkowa fabuła, "podstawowy" (w ilości - rzekłabym, że nawet antyczny ;) zestaw aktorski. Po obejrzeniu wielu hiper-wypas produkcji hollywodzkich, taka asceza dziwi, wręcz przykuwa.

Sama opowieść jest wbrew "opakowaniu" - przeładowana sensami i symbolami. Dwóch bohaterów, z diametralnie odmiennymi doświadczeniami życiowymi, spotyka się w momencie dla siebie ważnym, niemal progowym... Wspólna wędrówka nad morze odmienia każdego po trochu...
Zastanawiam się, czy takie epatowanie chrześcijaństwem w tym filmie ma na celu podsunięcie jakiś odczytań biblijnych. Ksiądz i prostytutka. Jak Jezus i Maria Magdalena.

"- Czy myślisz, ze to że się spotkaliśmy to przypadek?
- Nie, chyba nie...
- No bo nawet imię mamy na ta samą literę. Julia i Jakub....Jezus też był na Jiii..."

Kolejnym etapom wędrówki (ah jakie piękne, fotograficzne kadry! :) towarzyszy lejtmotyw - pusta łódz, która leniwie płynie z prądem rzeki... Pod koniec bohaterzy wsiadają na chwile do tej łodzi, ale nie dopływają (tak jak spodziewa się tego widz) do ostatecznego celu - morza. Po co więc ona? Jak banalny sygnal tego, że czas (i tak krótkie życie bohaterów) nieubłaganie upływa?

I brawa za pomysł z rolą Więckiewicza - jeden aktor grający kilka, tak rożnych od siebie postaci...

Jest mistycznie, alegorycznie, a miejscami nawet zabawnie. Z chęcią obejrzę raz jeszcze - może wtedy te (i inne) niewiadome jakoś mi się wyklarują.

niedziela, 1 czerwca 2008

Fanklub pierwszaków :)


Uwielbiam - pierwszaki. Po prostu uwielbiam! Kiedyś myślałam, że to najgorszy wiek... dzieci robią się takie upierdliwe (a co to jest?a po co? a dlaczego?) i przemądrzałe (a ja ci moge to policzyc. przeczytać. A Pani nam powidziała, ze co innego...itp)

A dzisiaj dostałam całą reklamówę nakrętek uzbieranych przez te maluchy. Kochane po prostu :)

W ogóle przy tej okazji tej nakrętkowej akcji odzyskałam wiarę w ludzi... Jednak nie jesteśmy tak do cna źli - byle wymagać od nas drobnostek...ale rzeczy niepotrzebnych - jak te nakrętki, które nie są pieniędzmi, ale dzięki zmyślnemu manewrowi, pozwolą zakupić kolejny wózek inwalidzki.

Biedna Monia - zbieranie zbieraniem, ale ona biedactwo to musi liczyc...