wtorek, 23 września 2008

Popioły ... brrr...


Książka, przez którą nie miałam wakacji. Moja wina, mogłam cokolwiek o niej doczytać przed czerwcowym egzaminem... ale nie starczyło już sił i ochoty.

Skoro dostałam za nią pierwszą pałę na studiach, postanowiłam zobaczyć o czym to "najwybitniejsze dzieło Żeromskiego " (prof Pdoraza musiała chyba się grupo pomylić...) traktuje...

Jak wrażenia? zmęczyłam 2/3 pierwszego tomu... nie dałam psychicznie rady przeczytać więcej....

Nudy, nudy i do tego zgrzyty stylistyczne, których strawić współcześnie już się nie da... Wszystko rozumiem - proza starzeje się szybciej niż poezja, tak sie wtedy mówiło, tak się wtedy pisało... ale czemu WSPÓŁCZEŚNIE ktoś zmusza mnie do czytania tej cegły?
Nie uwierzycie, ale język był tak żywy, a opowieść tak wartka, że o mało nie przysnęłam na opisie ucieczki Rafała przed wilkami...

Koszmar... ;/

A teraz, kiedy mam wreszcie wakacje (tzn. teoretycznie, bo w pracy zapiernicz), mogę się poddać literackiemu detoksowi...

Myśliwski!!!!!!!! :)

niedziela, 7 września 2008

WALL - E


Pixar to po prostu geniusze animacji. Nigdy bym nie przypuszczała, że z robota można wycisnąć tyle uczucia... tyle emocji! Mimika zrobiona świetnie - zarówno w przypadku staroświeckiego Walliego ( oczka lepsze niż te legendarnego kotka ze shreka!), jak i nowoczesnej Eve.

Fabuła banalna - w końcu to tylko bajka dla dzieci... ale animacja, i Wallie (niech będzie, że nie jestem profesjonalistką - jest mega SŁODKI !!!) sprawiają, że człowiek siedzi jak zaczarowany...
I taka fajna złośliwa krytyka społeczeństwa amerykakańskiego - zapatrzenia w technikę i ich obżarstwa ;)

Dobra, przyznam się - płakałam. Nie wytrzymałam, tak mnie ten zardzewiały, podśpiewujący Wallie rozkleił pod koniec...

Ech... ale taka miłość to się chyba w realnym świecie nie zdarza. Który facet czekał by 700 lat na swoją wybrankę ? ;)

Na mojej prywatnej liście odstresowaczy i antydepresantów - numer jeden !

Pachnidło. Historia pewnego mordercy - Patrick Suskind


Przeczytałam...i się zawiodłam. O najlepszym, co jest w tej powieści, wiedziałam, zanim sięgnęłam po książkę. Jan Baptysta Grenouille ma niezwykły dar - najwrażliwszy nos na świecie. Potrafi wyczuć nawet najdelikatniejsza woń, zapachy, które dla zwykłego śmiertelnika są niezauważalne... jak woń człowieka. Nie potu, brudu, perfum, mydła... ale jego własny, niepowtarzalny zapach! Pięknie się zapowiada. Głęboko, filozoficznie... Ale potem z tej powieści robi się jakaś sensacyjno-kryminalna hisgtoryjka. Najpierw seria morderstw młodych dziewczyn, uwieńczona prawdziwą "perłą" - córką wysokiego dostojnika.
Natomiast im dalej, tym coraz bardziej surrealistycznie...najpierw zbiorowa orgia, zamiast egzekucji Grenouille, potem jego groteskowa śmierć w kręgu włóczęgów. Mi ten "bigos" nie przypadł do gustu...
Szkoda, bo pierwsze 20 stron było niesamowite... A opis tego, jak pachnie niemowlę rozmiękczył i zachwycił mnie ostatecznie.

I tu mam dylemat - tracić czas na film, skoro książka przypadła mi do gustu mniej niż srednio? kumpela stwierdziła, że to właśnie powieść Suskinda jest lepsza. Skoro tak, to chyba nie warto go oglądać.