sobota, 25 czerwca 2011

Malowanie portretu jest jak wizyta u psychologa*


Najpierw kilka szybkich pociągnięć pastelą w kolorze zgaszonego różu. To zarys głowy i szyi modela. Teraz w ruch idą inne odcienie oddające barwę ludzkiej skóry. Kilka kresek na papierze rozcieranych szybko opuszkami palców. Barbara Kaczmarowska-Hamilton jest zupełnie pochłonięta pracą. Jeszcze kilka minut i na papierze zaczyna pojawiać się detale twarzy siedzącego obok mężczyzny.
________________
© Paulina KORBUT (tekst i zdjęcia)


- Mężczyzn maluje się dużo szybciej i łatwiej niż kobiety. Mają ostre rysy i zdecydowany wyraz twarzy. Najwięcej czasu trzeba  poświęcić pięknym kobietom, bo ich uroda czai się gdzieś w zakamarkach, trudnym do uchwycenia grymasie. Potrzeba więcej uwagi i koncentracji, żeby to wydobyć i podkreślić - mówi malarka.

Portret papieża jak mały cud

Jan Paweł II, Królowa Matka, księżniczka Anna, książę Kentu - lista osób, które pozowały Barbarze Hamilton jest niemal niepoliczalna. Tak jak wspomnienia, z nimi związane.
Polskiego papieża malowała aż trzykrotnie - jednak z największymi emocjami wspomina pierwszy portret.
- Obraz powstawał w czasie prywatnej audiencji w Watykanie, kiedy papież się modlił. Ja stałam obok za sztalugą. Miałam dużo mniej czasu, niż zwykle, zdążyłam więc zrobić tylko szkic - wspomina malarka - Do tej pory jednak mam wrażenie, że ten portret to taki mały cud. Przez cały czas czułam, jakby papież prowadził moją rękę. Próbowałam później zrobić kilkakrotnie kopię tego obrazu i nigdy mi nie wyszła.
Stolicę apostolską odwiedzała jeszcze kilkakrotnie. Uczestniczyła w audiencjach, a nawet w prywatnej mszy św. w  kaplicy przy apartamentach papieskich. Za każdym razem Ojciec Święty wręczał jej różaniec w białym pudelku. Podczas jednej z audiencji malarka pokazała Janowi Pawłowi II fotografię namalowanego przez siebie  portretu Królowej Matki. Papieżowi bardzo się obraz spodobał – pogłaskał ją wtedy po policzku i powiedział, ze błogosławi jej pracę, rodzinę oraz przyjaciół.

„Oni nigdy nie robią tego, co chcemy”
Królową Matkę poznała na sierpniowym przyjęciu w zamku Mey  w Caithness.  Siostra męża Barbary Hamilton mieszka w sąsiedztwie  „Queen Mum”, więc  zawsze cała rodzina była zapraszana.
- W czasie przyjęcia  zauważyłam, że  przez dłuższą chwilę Królowa Matka stała sama, a inni rozmawiali w małych grupach. Mimo, że nie powinnam do niej podchodzić pierwsza, jak twierdził mój mąż, sądziłam, ze to lepiej złamać etykietę niż zostawić ją samą – wspomina.
W czasie rozmowy Królowa powiedziała malarce, że jest wielką wielbicielką Polski. Bardzo lubiła  spotkania z polskimi żołnierzami, ceniła ich za odwagę. Znała osobiście generała Sikorskiego – miała z nim wiele zdjęć z okresu wojny. A figurka  Maryi, którą podarował jej niegdyś polski żołnierz, stała zawsze przy jej łóżku.
- To był czas Solidarności. Królowa złożyła w czasie naszej rozmowy  ręce w takim modlitewnym geście i powiedziała dobitnie: „Modlę się za Polskę” - dodaje Barbara.
Gdy po pewnym czasie Muzeum Sikorskiego wystąpiło z prośbą o portret Królowej Matki, ta zgodziła się bardzo chętnie. Barbara postanowiła sportretować ją w błękitnym kostiumie i pięknym kapeluszu. Jednak prawdziwą ozdobą portretu okazały się niebieskie oczy Elżbiety, od których widz wręcz nie może oderwać wzroku.
-W czasie pozowania  Królowa była niezwykle dowcipna i ten błysk humoru widać właśnie w jej oczach - dodaje Barbara.
Dużo tez rozmawiały w trakcie obu sesji. I nie była to bynajmniej tylko wymiana grzeczności.
- Na drugim spotkaniu pojawiłam się bardzo zdenerwowana, bo mój mąż zawiózł mnie niemal na ostatnią chwilę. Choć prosiłam go, żebyśmy wyjechali wcześniej. Przez całą drogę martwiłam się, że się spóźnimy - wspomina.
Barbara pojawiła się punktualnie, jednak nie potrafiła ukryć zdenerwowania. Zamiast więc zacząć malować, spojrzała na królową i spytała bez zażenowania o to, czy jej mąż, król Jerzy IV, zawsze robił to, o co go poprosiła.
- Rozbawiło ją to bardzo. Powiedziała jednak szczerze: „Nie... mężowie nigdy nie robią tego, o co ich prosimy” - cytuje Barbara.
Po półtorej godziny malowania, kiedy portret był prawie skończony, Królowa musiała się pożegnać. Była umówiona  na lunch ze swoją przyjaciółką w jednej z restauracji w Chelsea - londyńskiej dzielnicy, gdzie lubią jadać zwykli Brytyjczycy.
- To było nadzwyczajne. Królowa miała wtedy prawie sto lat, mimo to była niezwykle energiczna i zachowywała się prawie zupełnie jak młoda  kobieta. Miała też świetną pamięć. Pokazałam jej fotografię z  Muzeum Sikorskiego, gdzie widniała otoczona polskimi żołnierzami. „To zdjęcie było zrobione w Forfar” powiedziała oglądając ją bez okularów! – dodaje. 

Kate Middleton bez uśmiechu?
Barbarę okrzyknięto już w mediach nadworną portrecistką rodziny królewskiej i sporo w tym prawdy. Malowała już niemal wszystkich. Z rozbawieniem wspomina szczególnie pracę z księżniczką Anną.
- Gdy weszłam do pokoju w Buckingham Palace, w którym miałam pracować, zauważyłam, że  był cały wyścielony białym płótnem. Stałam w osłupieniu, bo przecież pastele praktycznie nie brudzą. Troszkę pyłku może z nich spadnie, ale to wszystko - mówi z uśmiechem.
Dopiero po czasie zorientowała się, że ogromne okno w tym pokoju to wyjście na balkon. Ten, na którym niegdyś książę Karol całował po ceremonii ślubnej Dianę. W tym samym miejscu pod koniec kwietnia tego roku pojawili się też świeżo zaślubieni Kate Middleton i książe William. 
- Wszyscy mnie teraz pytają czy będę malować Kate. Jeszcze mnie o to nie poproszono, ale mam nadzieje ze będzie  okazja. Zastanawiam się tylko, jak taki portret będzie wyglądał. Będzie musiała być na nim poważna, a na wszystkich zdjęciach w prasie jest uśmiechnięta - zastanawia się portrecistka.

Jak u psychologa
Choć Barbara Hamilton jest autorką kilkuset portretów, za każdym razem ma niewielką tremę. Szczególnie wtedy, kiedy zaczyna malować i obraz nie wychodzi po jej myśli.
- Żeby namalować dobry portret, trzeba się pozbyć negatywnych emocji. Być jak tygrys gotowy do skoku - mówi z uśmiechem.
Najlepiej tworzy się jej też, gdy jest lekko głodna, a w pokoju jest chłód. Często jednak atmosfera bynajmniej nie sprzyja intensywnej pracy. Wielu z jej modeli, zamiast pozować w ciszy, lubi rozmawiać, a nawet się zwierzać.
- Tak, jak u  psychologa. To bardzo intymne spotkania. Każdy jest wobec mnie szczery, odpowiada na moje pytania, bo wie, że nie wykorzystam później tej wiedzy. Ja jak pytam, to dla samej przyjemności rozmowy i zainteresowania ludzkimi losami. Często słyszę od nich: „Sam nawet nie wiem czemu Ci to mówię” - dodaje.
Dla wielu więc dwie półtorej godzinne sesje, w czasie których zwykle powstaje obraz, nie wystarczają.
- Kiedyś jeden z moich modeli mnie rozbawił, bo po skończonej pracy spytał, kiedy może przyjść znowu. Tak mu się przyjemnie było  w mojej pracowni - śmieje się. 

Wałęsa był niecierpliwy
W Anglii czas się zatrzymał pod wieloma względami. Tradycyjnych wyspiarzy nie urzeka tak nowoczesna fotografia, na swojej ścianie wolą powiesić obraz. Dlatego też nawet w mieszczańskich domach ściany uginają się od portretów.
- Nie oznacza to jednak, że nie jestem zaprasza do Polski. Chętniej tutaj przyjeżdżam, żeby odwiedzić w Brzesku  moją 97-letnią ciocię. To moja najbliższa rodzina. Moi rodzice już nie żyją - mówi.
W Polsce malowała rodzinę Bachledę-Curuś, Tadeusza de Virion, Beatę Tyszkiewicz, Leszka Kołakowskiego czy Lecha Wałęsę.
- Jak pozował Wałęsa? Nie był najlepszym  modelem, cały czas żartował, rozmawiał przez telefon - mówi z rozbawieniem.
Teraz przy okazji swoich wizyt w Polsce Barbara Hamilton  promuje malowanie portretów matek przez dzieci. Ta inicjatywa okazała się strzałem w dziesiątkę podczas warsztatów prowadzanych przez nią w Queens College  w Londynie i w Nassau na Bahamach. Dzięki Alicji Kotlickiej, kuzynce malarki, udało się też zorganizować polską edycję konkursu w Tczewie, która zakończyła się pełnym sukcesem – zgłoszono do niej ok. 90 prac. Teraz podobna inicjatywa ruszy w małopolskim Brzesku.
- Obraz namalowany przez dziecko to bezcenna pamiątka w rodzinie. Nawet jak jest zupełnie nieudany - podkreśla artystka - Dlatego tak mocno popieram tę akcję. Dzieci teraz tylko przesiadują przed komputerem i telewizorem. Trzeba obudzić w nich talent, zachęcić ich do tworzenia.

---------------------
* Dłuższa wersja artykułu, który ukazał się w papierowym wydaniu Gazety Krakowskiej. Niestety, reklamy są w gazetach najważniejsze....