wtorek, 29 grudnia 2009

Ricky, reż. François Ozon


Z plakatu zerkają na ciebie cud-niebieskie oczka. Lekko naburmuszona minka malutkiego blondynka. Która niewiasta się na to nie skusi? Ja też, choć przyznam, że nie jestem żadną dzieciofilką :)

Nieopatrznie "Rickiego" wzięłam na wieczór ze znajomymi. Płeć męska po pierwszych piętnastu minutach ziewała ostentacyjnie, nad wyraz interesowała się tym, co jest na półce na przeciw... generalnie robiła wszystko, by po kwadransie wyłączyć film. Ja altruistycznie postanowiłam dać francuskiemu dziełku szansę, licząc na to, że się opłaci.W końcu to nie amerykańskie filmidło, a produkcja europejska - a więc w domyśle ambitna i ciekawa.

Czegoś jednak zabrakło, choć na pierwszy rzut oka, wszystkie potrzebne elementy zostały do "Rickiego" zapakowane. Mamy zagubioną kobietę, przystojnego mężczyznę (Hiszpana! ;), a potem namiętną miłość. Jest wyjątkowo słodki bobasek (choć to zagranie poniżej pasa - chwyt z rodzaju "ostatnich desek ratunku", które mają przytrzymać widza, zazwyczaj kobietę, do końca), smutnooka dziewczynka, różnorodne krajobrazy - trochę miasta, trochę "landszaftów".  Pojawia się wreszcie i konflikt, który zawiązuję akcję. Do tego Ozon dorzucił jeszcze szczyptę bajki - ptasie skrzydełka, które ku zaskoczeniu wszytkich, wyrastają na pleckach malutkiego Rickiego.
Szkoda tylko, że potencjał ciekawej opowieści gdzieś się zatracił. Wszystkie wymienione wyżej motywy zostały wrzucone do jednego wora, bez żadnego składu i ładu. Bez sensownego spoiwa.

- Eeeee.... To chodziło o to, że ona jest teraz szczęśliwa, bo tamten odleciał? - spytał z rozbrajającą szczerościo-złośliwością M., gdy pojawiły się już napisy końcowe.

Nie wiem. Chyba tak.

P.s. Mogłam wcześniej zobaczyć na filmweba. Ocena - 5,89. A ja za filmy poniżej 6,5 to się nie biorę - nie ma sensu marnować czasu :>

czwartek, 24 grudnia 2009

"Smażone zielone pomidory", reż. Jon Avnet




S. ostatnio mówił mi, że na tym świecie są tylko dwie pewne rzeczy. Śmierć... i "Kevin sam w domu" w święta. Pewnie ma rację. Na całe szczęście, nie tylko to można zobaczyć w ostatnich dniach grudnia w TV ;)

Na "Smażone zielone pomidory" polowałam od kilku lat. Nie mogłam ich znaleźć ani u znajomych, ani na akademikowych "decekach", ani w wypożyczalniach. Nigdy by mi też nie przyszło do głowy, że ten upragniony film zobaczę w telewizji, której w zasadzie nie oglądam ;) Ale od czego ubieranie choinki, i mimowolne zerkanie na szklany ekran między jedną a drugą bańką.

Czy opłacało się czekać? Choć jestem wybredna i zepsuta postmodernizmem (;)), odpowiem z przekonaniem twierdząco. Sympatyczny i ciepły film, idealny na wigilię Wigilii Bożego Narodzenia - nawet pomimo tego,że nie ma tam ani grama śniegu i ani pół odświętnie ubranej choinki. Jest za to sporo mądrych kobiet, które potrafią przyznać się do błędu i zawalczyć o swoje marzenia. Nawet jeśli oznaczało by to przerobienie znęcającego się nad żoną bydlaka na... grillowane steki ;)

Film z gatunku bajkowego - jak "Amelia" czy "Don Juan de Marco". Idealny na grudniowe wieczory - także takie z plusową temperaturą na zewnątrz
 ;)