poniedziałek, 31 marca 2008

"Nora" Henri Ibsen


Są takie książki, które wypada przeczytać. Na mojej liscie takich pozycji jest cała masa... a że mordowania licencjatu mam chwilowo dość, więc mała odskocznia w końcówke XIX wieku....

"Nora" Ibsena. Zaczyna się jak typowa mieszczańska sztuka (a może to skrzywienie, bo wieczór wcześniej czytałam "Grube ryby" Bałuckiego) , ale końcówka jest super....

Kobieta, która przez swoją urodę zostala poniekąd skazana na odczłowieczenie.... stając się lalką, zabawką...Najpierw cieszyła oko ojca, później męża. Odkrycie przez Helmera fałszerstwa, jakiego dokonała Nora robija ta pastelowo- radosną ułudę... Nora zyskuje świadomość i wolę buntu. Odchodzi....

Taka mi jakaś bliska ta Nora. Nie jestem z calą pewnością ładna, ale mam poczucie traktowania mnie jak dziecko (zabawki?). Rodzice....troche M....
Tylko gdzie są te drzwi, którymi można wyjść? Tak spektakularnie zatrzasnąć...
?

piątek, 14 marca 2008

Medea na dwa (trzy?) głosy


Przedstawienie odbyło się jakiś czas temu, ale nie było czasu żeby coś napisać...A może i ten spektakl musiał trochę we mnie dojrzeć?
Teatrolog ze mnie żaden, ale muszę przyznać, że ta realizacja zrobiła na mnie wrażenie.
Tylko dwie postacie - Medea...i no właśnie kto? - Parka? Jej libido/animus (który ubrany jest po "męsku", ale gra go kobieta)? sumienie?
Ta niedookreśloność intrygowała przez całe przedstawienie...

Sam spektakl był bardzo kobiecy (aż miejscami głupio mi się robiło, że przytargałam na niego M.). Specyficzne emocje, erotyzm, epatowanie wręcz cielesnym bólem, jaki przynosi tęsknota. Minimalistyczna scenografia, zarysowana tylko przez światło... I bardzo fajny pomysł z układaniem talerzy (jak fajnie zauważyła Kinga - zamiast czarów jest rytualność)...tylko gdyby zastąpić je czymś innym... może czymś na kształt glinianych mis, tykw? Też naczynia (aż mi się przypomina to szowinistyczne porównanie kobiety do naczynia..), ale w bardziej stonowanej kolorystyce...
A może tylko mi białe talerze kojarzą się ze stołówkami i barami mlecznymi?

„Medea” wg Eurypidesa i Heinera Müllera w wyk. Teatru Officium z Łodzi, reż. M. Rzepka.

Tango inaczej?

Jadę autobusem. Ścisk i trzęsienie tak bardzo, że nie da się czytać. Więc próbuje wygrzebać jedną ręką mp3 playerka z torebki, w której nawet szukając dwoma rękami, mam problem ze znalezieniem wielu rzeczy ;)
Nagle do autobusu wsiada znajoma, teatrologiczna twarz. Mnie nie poznaje (normalne...), ale znajduje jakiegoś innego kolegę...Zaczynają rozmawiać...

- Hej i jak tam?
- A fajnie, fajnie... Nie dawno skończyliśmy kręcić dokument o ludziach, dla których całym życiem jest tango...
- O, to ciekawe...
- No tak. Filmowaliśmy w ramach tego taką jedną dziewczynę. Miała na imię Paulina. Ani ładna, ani jakoś wybitnie uzdolniona tanecznie. I wszystko było zwyczajnie, gdyby nie jedna rzecz...
- Jaka?
- Ze Paulina nie słyszy... Kolejne ruchy wykonuje tylko reagując na to, co robi partner...

środa, 12 marca 2008

"Heban" Kapuścińskiego


Absolutnie najlepsza książka Kapuścińskiego - przynajmniej wg. mnie.
Gdzieś czytałam, że z dużym sentymentem odnosił się do swoich "prawdziwych książek" - dużych reportaży. W sumie nic dziwnego, "dzieło" się zawsze długo szlifuje, dopieszcza...
Ale z drugiej strony nawet one maja w sobie coś z fragmentaryczności, ulotności...i same są zbiorem ułamków poszczególnych sytuacji, przemyśleń, obrazów...

A jednak Heban - za wyczucie szczegółu. Za świetną ironię - tam gdzie trzeba. Niebanalny język i poetykę, która w jego wcześniejszych (niewyrobionych?) tekstach trochę drażniła...Opowieść tak przesyconą pasją i jakimś żarem - że aż się to udziela czytelnikowi :)
I choć to zbiór, pozornie luźnych mini-reportaży, to tworzy ciekawie przemyślana całość... z bardzo ładnym zakończeniem - opisem wschodzącego słońca. Aż się je widzi pod powiekami...

poniedziałek, 10 marca 2008

Tulipany

Wieczór. Pędzę przez ul. Piłsudskiego bo mi głodno, ciężko (ksiązki, laptoki i inne dziady) i tęskno (do M. :)... slalom pomiędzy stojącymi ludźmi, sprint przez przejście dla pieszych (bo czas zielonego dla pieszych na alejach to ułamki sekund - akurat dla staruszek, prawda?)....i jestem koło błoń....
Przede mną parka idąca pod ramię...
on trzyma za plecami śliczny bukiet tulipanów. Myślę - fajnie ją bajeruje, że niby nic, coś go boli - a kwiaty da później. Wymijam gołąbki...kątem oka widzę jakiś patyk...
nie patyk....
białą laskę. Dziewczyna zręcznie nią lawiruje przed sobą....
A kwiatów pewnie nie miał co ukrywać - na pewno je czuje...

***

Co było dalej, nie powiem ;)