wtorek, 3 sierpnia 2010

Mężczyźnie gotować nie warto.

Znowu migawka, ale że tak powiem, cel jest wzniosły. Chodzi bowiem o przestrogę.

Piątkowy wieczór, kuchnia w mieszkaniu K. Dzisiaj moja kolej na gotowanie kolacji, więc wymyśliłam spaghetti. Proste, szybkie i dobre. Trzydzieści minut później sterta zakupów wypakowanych na stół zamienia się w dwie miseczki makaronu ze "stuningowanym" sosem bolognese (czosnek, zioła i ser :). Kładę je przez K. Bierze widelec, próbuje... i leci do kuchni. Po chwili wraca ze śmietaną i serem Bleu. Na szczycie jego porcji lądują trzy łyżki śmietany, a na około tego - kawałki bleu. Próbuje. Podchodzi do mnie, całuje w policzek.
- Kochanie, pyszne! - mówi.

I dlatego drogie Panie, mężczyźnie gotować nie warto.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ale to dlaczego nie warto gotować? Nie za bardzo zrozumiałam. Przecież nie mówił, że mu nie smakuje i podziękował... Chyba, że masz na myśli to, że odważył się doprawić po swojemu :> A to świadczy tylko o tym, że po prostu jeszcze za mało go znasz.

korulka pisze...

Tekst miał mieć charakter przede wszystkim "przekomarzania się", a nie jakiegoś feministycznego postulatu - to raz ;). Dwa - faktycznie, wtedy K. znałam jeszcze mało, ale myślę, że można by wprowadzić coś na podobieństwo "etykiety doprawiania nieswoich dań". Bo np. sól czy pieprz to takie nieinwazyjne przyprawy - nikt się o to nie ma prawa obrazić. Ale jednak sytuacja opisana powyżej to mechanizm bardziej zaawansowany, który może sprawić przykrość.