niedziela, 7 września 2008

WALL - E


Pixar to po prostu geniusze animacji. Nigdy bym nie przypuszczała, że z robota można wycisnąć tyle uczucia... tyle emocji! Mimika zrobiona świetnie - zarówno w przypadku staroświeckiego Walliego ( oczka lepsze niż te legendarnego kotka ze shreka!), jak i nowoczesnej Eve.

Fabuła banalna - w końcu to tylko bajka dla dzieci... ale animacja, i Wallie (niech będzie, że nie jestem profesjonalistką - jest mega SŁODKI !!!) sprawiają, że człowiek siedzi jak zaczarowany...
I taka fajna złośliwa krytyka społeczeństwa amerykakańskiego - zapatrzenia w technikę i ich obżarstwa ;)

Dobra, przyznam się - płakałam. Nie wytrzymałam, tak mnie ten zardzewiały, podśpiewujący Wallie rozkleił pod koniec...

Ech... ale taka miłość to się chyba w realnym świecie nie zdarza. Który facet czekał by 700 lat na swoją wybrankę ? ;)

Na mojej prywatnej liście odstresowaczy i antydepresantów - numer jeden !

1 komentarz:

szwedzki44 pisze...

od dłuższego czasu kina zalewa animacja,o ile początki jej aktywności były na naprawde dobrym poziomie o tyle moda na ich kontynuacje i kolejne części sprawia że wypalają się w swojej treści a humor jest wręcz żałosny,niekiedy wogóle nieznany i niezrozumiały dla młodszej części widowni...
tu brawa dla "wall.e"
jest acydziełem i wzrusza niesamowicie.i jest to najpiękniejsza opowieść o miłości,,ta miłość jest idealna,,może dla tego że .....nieludzka