"Jadąc..." wyleżała się na mojej półce ponad rok... Kiedyś zaczęłam, ale jakoś nie mogłam skończyć... no to podejście drugie ;)
Proza dość specyficzna... Stasiuk z lekkim odcieniem nonszalancji opisuje SWOJĄ (podkreślenie bardzo na miejscu :>) Europę i nie przejmuje się, że mniej obeznany czytelnik będzie się wśród tych nazw miasteczek i wiosek gubił...Były miejsca w tej książce, że nie miałam pojęcia w jakim kraju "jesteśmy".
Męcząca była też sama kompozycja książki - tak na dobrą sprawę, tekst mógłby się zacząć i skończyć w dowolnym miejscu... Zero napięcia i oczekiwania na finał - takie leniwe przypatrywanie się kolejnym obrazom... Uczucie podobne do biernego patrzenia przez okno rozklekotanego autobusu turystycznego.
Trochę to irytujące, ale co tam - nowoczesna proza i jej "widzimisię".
Plusy? Klimat "Jadąc..."
Choć styl Stasiuka jest dla mnie trochę "przyciężkawy", to jednak jedno trzeba mu przyznać - pisarz potrafi wniknąć w miejsca, które odwiedza i oddać w opisie ich atmosferę (ciężką, duszną, przygnębiającą... ). To, że autor nie podróżuje traktem zabytków nie jest wcale originalne... ale że śledzi śladu z przeszłości Ciorana... albo Ceaușescu ...
no no ;)
I choć to trochę nużące było po raz enty czytanie, że autor wchodzi do knajpy i zamawia swój obowiązkowy zestaw - kawę plus lokalny alkohol, to... przynajmniej wiadomo, co pić ;)
Przyznam się na koniec, że po "Jadąc" złapałam zajawkę na Europę Środkową (choć Hiszpanii bynajmniej mi się nie odechciało ;).
Trzeba tam będzie pojechać...
z aparatem...
koniecznie z aparatem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz