środa, 26 sierpnia 2009

"Wszystko gra" reż. Woody Allen


Film otwiera obraz, który w założeniu chyba miał być "patetyczny". Co prawda daleko mu do zboża gładzonego ręką Maximusa w "Gladiatorze", ale Woody Allen użył wszelkich zabiegów, żeby widz nie miał wątpliwości - spadająca w zwolnionym tempie piłka jest ważna. Ba, ma to nawet swoją filozofię.

Problem zaczyna się przy zdublowaniu tego motywu w scenie z wyrzucaniem przez bohatera biżuterii. Sam pomysł stworzenia z tego klamry jest ciekawy. Szkoda tylko, że po dłuższym zastanowieniu, zabieg ten jest bezzasadny. Bo moim zdaniem Chris Wilton wcale nie przegrywa (jak sugerowałaby piłka opadająca na "jego" pole).

Od pierwszej minuty bohater ma niesamowite szczęście. Intratna posada trenera, przyjaźń z Tomem Hewettem i spory awans społeczny, a na deser ślub z Chloe, który urządza go wygodnie do końca życia. Żeby było tego mało, dostaje także zmysłową i ociekającą seksem Nolę. Kiedy zachodzi z kochanką w ciążę i wydaje się, że irracjonalne szczęście wreszcie się skończy - Chris znajduje rozwiązanie. Dość radykalne i poważnie łamiące prawo, ale nawet i to mu się "upiekło".

Czyli, podsumowując, choć zanosiło się na fabułę a'la Wokulski... to okazało się, że Chris dostał dwa razy tyle co poczciwy przedsiębiorca Prusa. Pytanie, za co? Ten maślany wzrok i rozchylone usta ??? (via plakat i 70% filmu)

Nie jestem zadną znawczynią Allena, więc nie mam prawa nic wyrokować. Widziałam zaledwie parę filmów, ale żaden nie zawiódł mnie tak, jak "Wszystko gra". Nie dość, że fabuła jest jałowa, dialogi bez pomysłu... to na dodatek pełno tu irytująca mnie Scarlett.

Krótko : film z gatunku kolorowo (ba - rzekłabym, fikuśnie!) opakowanego pudełka, w którym ... nic nie ma. Absolutnie NIC.

1 komentarz:

brak pokoju pisze...

przypadkiem mowisz? :> a jak widze, ze u ciebie duzo do czytania! pozagladam czasem :) pozdrawiam.