O Gretkowskiej do tej pory wiedziałam niewiele. Że skandalistka i feministka...tyle. Ostatnio zauroczona tym, że na półce w dziale "nowości" w mojej małomiasteczkowej bibliotece jest jakaś atrakcyjnie wyglądająca książka, wzięłam do ręki. "Nowość" jest sprzed 7 lat, ale co tam - świetna okładka. Wzięłam :)
Czytałam w doskokach - jak to zwykle w czasie studiów ( i jeszcze sesja...brrr...).
Przed chwilą skończyłam...
Wrażenia?
O Gretkowskiej wiem dużo więcej - i to rzeczy, których w Wikipedii się nie przeczyta. Dziwne ale czytałam ta książkę, trochę jak samotna kobieta. Z zazdrością o Pietuszkę, którego narratorka odmalowała jako wcielenie rozkoszy, dobroci i męskiej słodkości.
Dzwoni Pietuszka. Skarżę mu się na siebie, na Maleństwo.
- Co dzisiaj produkujemy? Ucho? Oko? - próbuje mnie zabawić.
- Może osobowość, i dlatego mdli.
***Petardy, sztuczne ognie rozświetlają ciemność.
- Koniec stycznia... Aaa, Nowy Rok. Żegnaj, mój Smoku - Pietuszka całuje mnie w nos.
- To był rzeczywiście Rok Smoka, tyle się narobiło...
Wracamy do łóżka. Nie mogę zasnąć, odnaleźć wymoszczonego snem spokoju. Kręcę się i wpadam w myślotok:
- Nie może być przypadek... Pola według chińskiego kalendarza pojawiła się na świecie w moim roku - Smoka. Słyszy fetowanie swojego roku Wołu...
- Węża - Pietuszka jest lepszy w chińskiej astrologii.
- No, z ojca taoisty - żartuję. - Chciałabym nauczyć ją chińskiego, to znak... potwierdzenie woli Niebos.
- Gretkosia, śpij.
- Nie mogę. Chińczycy wynaleźli petardy do odstraszania demonów, jak ja mam spać, kiedy tam na niebie walka o szczęście Poli?
- Zabiorę cię jutro na chińskie ciastka z wróżbą, tylko śpij...
- Najpierw uspokój córkę - przykładam mu dłoń do pępka. - Rozkopała się.
Książka trochę schizofreniczna, ale co w tym dziwnego - natura kobieca ma coś w sobie z choroby psychicznej... Raz czuła matka, gładząca brzuch, łaskocząc wypuklenia, które po dotknięciu uciekają do wnętrza...a raz stereotypowa feministka, która pisze o skrzepach, śluzach, seksunach (takiego określenia jeszcze na TO nie słyszałam :>). A może tak faktycznie jest?
Gretkowska w każdym razie ma świetne pióro. Fajnie wyciąga ironiczne smaczki z otaczającej rzeczywistości ( i ma racje, nie po Gombrowiczowsku - choć emigracyjne klimaty i rozrachunki z polskością sprzyjają...fajna dwuznaczność tytułu ...), i nie powiem - zgrabnie, z humorem to opisuje.
Co więcej, książka jest też autotematyczna - czytelnik czyta sobie o powstawaniu książki, która czyta :) O maratonie korekt, śmierdzącej kotami piwnicy grafika od okładki, radach wydawnictwa, aby przyspieszyć poród, bo książka musi być poskładana do tego a tego dnia...
Ciekawe - takie odbrązawiające. Postmodernistyczne?
nie........bleeeee........
mam mdłości na dźwięk tego słowa...no nic, tyru tyru do pracy licencjackiej. Wreszcie coś pisać, co moze da ten upragniony lic przed nazwiskiem :>
P.S. Wstyd się przyznać, ale "Polkę" czytałam też jak zbeletryzowany poradnik dla przyszłych/obecnych mam...Trochę fajnych rzeczy się dowiedziałam - nadwrażliwość na zapachy...i to czego nie potrafię sobie wyobrazić - że w ostatnich miesiącach dziecko porusza skóra brzucha...tak jakby było w namiocie...
niesamowite...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz