piątek, 14 marca 2008

Medea na dwa (trzy?) głosy


Przedstawienie odbyło się jakiś czas temu, ale nie było czasu żeby coś napisać...A może i ten spektakl musiał trochę we mnie dojrzeć?
Teatrolog ze mnie żaden, ale muszę przyznać, że ta realizacja zrobiła na mnie wrażenie.
Tylko dwie postacie - Medea...i no właśnie kto? - Parka? Jej libido/animus (który ubrany jest po "męsku", ale gra go kobieta)? sumienie?
Ta niedookreśloność intrygowała przez całe przedstawienie...

Sam spektakl był bardzo kobiecy (aż miejscami głupio mi się robiło, że przytargałam na niego M.). Specyficzne emocje, erotyzm, epatowanie wręcz cielesnym bólem, jaki przynosi tęsknota. Minimalistyczna scenografia, zarysowana tylko przez światło... I bardzo fajny pomysł z układaniem talerzy (jak fajnie zauważyła Kinga - zamiast czarów jest rytualność)...tylko gdyby zastąpić je czymś innym... może czymś na kształt glinianych mis, tykw? Też naczynia (aż mi się przypomina to szowinistyczne porównanie kobiety do naczynia..), ale w bardziej stonowanej kolorystyce...
A może tylko mi białe talerze kojarzą się ze stołówkami i barami mlecznymi?

„Medea” wg Eurypidesa i Heinera Müllera w wyk. Teatru Officium z Łodzi, reż. M. Rzepka.

Brak komentarzy: