Najpierw była piosenka, którą kumpela wyśpiewywała z M. idąc jedną z ciemnych, mokrych (parę chwil wczesniej byla ulewa) ulic Jednego Wielkiego Miasta.
Potem przyszedł czas na film. Temat niby oklepany - biedny polski margines. Ale mimo wszystko pokazany tak jakos fajnie - z humorem, z duszą. Nie wiem czy to przez fotografie (lejtmotyw i moje prywatne zboczenie :) czy przez piosenki. (szczególnie jedna :D)
Mimo, że to film (a nie dokument!) jest tak jakoś ... prawdziwie. I o dziwo - nie robi się człowiekowi smutno. Nie staje mu w gardle cieplutka herbatka, kanapeczki z szyneczką i pomidorkiem. Nie staje, bo chociaż świat w "Rezerwacie" jest odrapany, niesprawiedliwy, miejscami brutalny...to jakiś taki radosny. Człowiekowi z milutkim, spokojnym domku, z przyszykowaną kolacyjka, tak jakoś do niego... tęskno.
Musze kiedys pojechac na Pragę. Może mi nie wtłuka, a uda się zrobić jakieś fajne zdjęcia? :)
1 komentarz:
od dawna się do niego przymierzałem i powiem Ci,że w trakcie jego oglądania cały czas myslałem o Tobie,za dużo skojarzeń,,w końcu fotografia to twoja pasja:)))
Prześlij komentarz