poniedziałek, 22 grudnia 2008

"33 sceny z życia", Małgorzaty Szumowskiej


Jak głosi wieść :

"Laureat Srebrnego Lamparta na 61 Międzynarodowym Festiwalu w Locarno. To największy międzynarodowy sukces polskiego filmu na tak ważnym festiwalu od 14 lat - to jest, od czasu Srebrnego Niedźwiedzia przyznanego Krzysztofowi Kieślowskiemu w Berlinie w 1994 roku za film "Trzy kolory: Biały".

Kwestionować werdyktu jury nie mam zamiaru... raczej zastanawiam się, czemu nagradzane są takie filmy. Czemu w mediach (i sztuce) tak uparcie propaguje się ból, rozpacz i beznadzieję. Ambitne kino musi zawierać przynajmniej z 50% brudu. Proza czy poezja - podobnie... Czy jak w przypadku World Press Photo, gdzie zdjęcia nie-wojenne i nie-post-tragiczne stanowią niewielki ułamek całej wystawy (i zapewne zgłoszeń na konkurs).

Wracając do filmu...

Po obejrzeniu "33 scen" poczułam się jakoś okropnie - ze swoim człowieczeństwem (w sensie ontologicznym), fizjologią życia, wszystkimi (jak się wydawało) wzniosłymi myślami i uczuciami. A szary i brudny Kraków, jaki zobaczyłam zaraz po wyjściu z kina, jeszcze boleśniej się unaoczniał...

Film zaczyna się niewinnie. Spotkanie rodzinne na (jeszcze) sielskiej wsi, rozmowy i przekomarzania się. Każdy z siedzących przy stole to człowiek z pasją, który robi coś, czego zwykły widz na pewno mu zazdrości - jest autorem poczytnych kryminałów, prac plastycznych czy kompozytorem. Jednak za chwilę kamera dekonstruuje ten świat bezlitośnie... Znika mit artystycznego natchnienia (rzemieślnicze tworzenie przez Julię pracy plastycznej "pod krytykę"), w gruzy obraca się godność śmierci... Zamiast wzruszającego obrazu pożegnania, są wzajemne kłótnie na szpitalnym korytarzu i przeraźliwe wycie medycznych urządzeń... Niby-namaszczenie udzielane przez niby-księdza.
Nawet sama miłość się gdzieś rozpływa...a seks nie sprawia nikomu przyjemności

Czy faktycznie rzeczywistość, w której żyjemy, jest aż tak potworna? Aż tak nieludzka?

Ja mimo wszystko mam ciągle nadzieję, że nie...
i że w mojej mikroprzestrzeni, którą odmierzam swoim wzrokiem i krokami, nigdy się tak nie stanie.

P.S. i co do plakatu - nawet on jest w kontekście tego wszystkiego przesiągnięty ironią. Bo szczerze mówiąc, można się po nim spodziewać wszystkiego - jakiejś ciepłej historii o miłości, nadziei itepe itede... - a dostaje się świat w kompletnej rozsypce.

Brak komentarzy: