Co może zrobić ośmiu mężczyzn, opakowanych w niebieskie mundury, taszczący ciężkie bagaże z upartym komendantem, który za nic nie chce się przyznać, że Izrael zna bardzo słabo? No co? ;)
Iść przed siebie (tak, tak na piechotę ;)
Ku uciesze widzów, którzy dzięki tej zabłąkanej orkiestrze mają szansę "łyknąć" trochę małomiasteczkowych klimatów. Co prawda, prezentują się one tak, jak wszędzie indziej na świecie - ale i tak jest fajnie.
Tandetna dyskoteka na rolkach, zakochany typek o fizjonomii zbira, który co noc wystaje pod budką telefoniczną i czeka na telefon od dziewczyny... barwie prawda?
I do tego jeszcze ósemka "smerfów", którzy w tej specyficznej rzeczywistości radzą sobie... umiarkowanie :)
Choć po przeczytaniu tych wszystkich "ochów" i "achów" na plakacie, spodziewałam się rewelacji ( a "Przyjeżdża.." niestety nią nie jest) to i tak nie żałuję ;). Sympatyczny i ciepły film - w sam raz na długie, ale bezśnieżne (niestety ;/) zimowe noce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz