niedziela, 13 lipca 2008

Heaven

Zamiast widzianego wcześniej trailera miałam kłótnie z M. i zasłyszane opinie, że film jest nieudany i szkoda na niego czasu. Intro nie najlepsze...

W kinie Kieślowskiego jestem obeznana średnio, więc trudno mi ocenić czy scenariusz zostawiony przez mistrza został wypaczony ("bo Kieślowski na pewno by nie zrobił tak tego filmu").
Odsuwając jednak na bok wszelkie konteksty, przyznam, że film sam sobie bardzo mi się spodobał. Po pierwsze kadry - pięknie wyciągnięte kolory, rytmy linii krajobrazu. Muzyka - czysta poezja!... Sama opowieść równie niesamowita. Nie do końca rozgryzłam metaforykę - czemu miałaby służyć metamorfoza głównych bohaterów? Ich wzajemne upodobnienie się do siebie? ogolone głowy, jednakowy strój... pomijając już fakt pokrewieństwa imion ;)
Na pewno nie chodziło tylko o to, aby podkreślić sentymentalne "pokrewieństwo dusz". Skoro scenariusz pisał Kieślowski, nie może być tak prosto i banalnie.
Zakończenie fajne - wytłumiony dźwięk, w oddali slychać strzały. A On i Ona lecę wysoko...wysoko... i nie ważne, że prawdziwym helikopterem nie da się tak latać ;)

1 komentarz:

szwedzki44 pisze...

ech i znowu miłość,która wprowadza bohatera w obłęd,bo jak inaczej wyjaśnić motywy jego postępowania :P...choć nie zaliczam tego filmu do bardzo dobrych,to jednak jest coś co mnie w nim ujęło..klamra