niedziela, 20 lipca 2008

Luboń Wielki (1022 m n. p. m.)


Żaden ze mnie traper ( z M. też nie ;) - ale od czego jest młodzieńczy zapał i wakacje? :)
Wpadliśmy więc na pomysł, żeby pozwiedzać trochę górskich szczytów ze schroniskami, które honorują legitki HDK-a. Na pierwszy ogień poszedł Luboń Wlk - bo blisko i (podobno) łatwo. Ale że jesteśmy zdechlaki i niedorajdy (co się nie umieją logicznie spakować, tylko biorą kupę niepotrzebnych rzeczy - w czym ja zdecydowanie przoduję) to pod koniec zielonego szlaku mieliśmy juz zdecydowanie dość...
Bohaterskie rozpalenie ogniska przez M. (wilgotne drewno, które oparło się nawet "nieharcerskiej" metodzie na dezodorant :>), noc w przyjemnym (acz ciut zimnym) pokoiku w drewnianej bacówce i wio z powrotem... Wybraliśmy żołty szlak (docelowo na Stare Wierchy, my doszliśmy tylko do Zarytego) - świetna trasa! Szczególnie fajna zabawa była przy schodzeniu Percią Borkowskiego (ale za chiny ludowe z naszymi plecorami byśmy nie wyszli nią na szczyt...)

Postanowienia na następna wyprawę:
- lepsze buty (co się nie ślizgają na błocie)
- lżjeszy plecak (2 kremy do opalania to chyba przesada ;)
- jakiś solidny trening na kilka dni przed ;)

jeśli wrócimy na Luboń to obowiązkowo wchodzimy żółtym, a schodzimy niebieskim ( groty!!! )

A teraz odespać, bo jak żołty nie zmęczył, to zasuwanie z Zarytego do Rabki taaaaaaaak :)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Oj z ogniskiem było że ho ho:) ale warto dodac, ze w koncu bohatersko sie udalo i kielbaska była dobrze wysamżona:) Szykujemy się na następne trasy w takim razie- raz dało popalic, ale następnym się juz nie damy, a co:)

i ciut cieplejszy pokoik...:) albo namioty, po harcersku:)