środa, 16 lipca 2008

Microcosmos


Nie jestem robalofilem (ani robalofobem ;). Od czasu do czasu, w przypływie dobroci, nie zabijam nieproszonego bzzyczącego lub 6-cio nóżkowego gościa, a przenoszę systemem kartka-szklanka. Po obejrzeniu "Mikrokosmosu" w owadzim świecie zakochałam się ostatecznie...
A raczej w jego wersji ukazanej przez reżyserów filmu :) Kadry nie są piękne...to za mało powiedziane - one zapierają dech w piersi! Te kolory! kompozycja! ah!!!
I jeszcze muzyka... Scena ze ślimakami i arią w tle (co to za utwór?) to po prostu ...sztuka. Albo wprowadzanie bohaterów jak w szekspirowskim dramacie - najpierw jakieś ślady, detale, cień... a dopiero "aktor" w całej okazałości.
Co dziwne - w filmie nie pada ani słowo komentarza (ale moze to i lepiej, bo krótki wstęp w polskim dubbingu jest straszny ;/), a film się w ogóle nie nudzi! Choć parę razy czułam się sfrustrowana bo nie wiedziałam co robi jakiś robal...ale zawsze robił to pięknie! :)

Brak komentarzy: