Gdyby nie P., to pewnie nie sięgnęłabym po żadną książkę (ale nie ma jak siarczysty opiernicz, że żaden brak czasu czy zmęczenie nie powinno być wytłumaczeniem dla umysłowego lenistwa :).
Gdyby nie T., to pewnie nie sięgnęłabym po prozę Manna.
Mam więc Manna. A konkretniej zbiór nowel, mała rozgrzewka przed "Doktorem Faustusem".
Na pierwszy ogień poszły dwa początkowe opowiadania...
"Rozczarowanie". Krótka miniaturka. Cała fabuła to w zasadzie szczępek rozmowy z przypadkowym, trochę dziwacznym mężczyzną. Trudno narratorowi określić jego wiek, profesję, nawet narodowość. Rozmowa wywiązuje się przypadkiem i już od samego początku jest dziwna - jak to u Manna ;)
Porusza za to ciekawą kwestię - poczucia niedosytu, jakie towarzyszy przez całe życie. Rozczarowania wynikającego z zupełnej nieprzystawalności wyobrażeń z rzeczywistością. Co ciekawe, nie chodzi tylko o wygląd jakiegoś miasta, budowli, dzieła sztuki - widząc je na "żywo" często odkrywany, że nie jest takie ekscytujące.
Mann pisze też o rozczarowaniu każdą emocją, której wyobrażeniem budował na poezji. Ból po stracie ukochanej osoby nie jest tak przepastny, jak przypuszczał. Podobnie ze szczęściem.("Ból ma granicę: cielesny w omdleniu, duchowy w tępocie - ze szczęściem jest nie inaczej.").
Co więcej, dziwaczny z zachowania mężczyzna podkreśla, że język wcale nas nie ogranicza. Nie istnieją niewypowiedziane emocje i doznania - poezja i literatura doskonale sobie z tym poradziła. "Ludzka potrzeba wywnętrzania się wynalazła sobie słowa, które kłamstwem przechodzą te granicę".
Inspirujące spojrzenie.
"Mały pan Friedemann". Opowieść o brzydkim kaczątku, która nie kończy się happy endem. Kaleki Friedemann, który potrafił cieszyć się swoim cichym życiem, nagle traci spokój. Wszystko przez właścielkę brunatnych, nieco za blisko osadzonych oczu i kaskady rudych loków. I mimo to, że temat wydaje się niezwykle banalny i łzawy, Mann tak prowadzi narrację, że trudno mówić o poruszaniu sumień czytelników.
Ciekawa jest atmosfera całej noweli - taka duszna i parna. Mann potrafi opisywać świat swoich bohaterów w taki sposob, że wpada się w takie lekkie otępienie. Sama nie wiem skąd to się bierze.
W każdym razie lakoniczne zakończenie opowiadania i zdanie "przy plusku wody świerszcze zamilkły na chwilę" świetnie dopełnia całości... i mimo ciężkiej atmosfery, jakiegoś przeczucia katastrofy - zaskakuje.
Gdyby nie T., to pewnie nie sięgnęłabym po prozę Manna.
Mam więc Manna. A konkretniej zbiór nowel, mała rozgrzewka przed "Doktorem Faustusem".
Na pierwszy ogień poszły dwa początkowe opowiadania...
"Rozczarowanie". Krótka miniaturka. Cała fabuła to w zasadzie szczępek rozmowy z przypadkowym, trochę dziwacznym mężczyzną. Trudno narratorowi określić jego wiek, profesję, nawet narodowość. Rozmowa wywiązuje się przypadkiem i już od samego początku jest dziwna - jak to u Manna ;)
Porusza za to ciekawą kwestię - poczucia niedosytu, jakie towarzyszy przez całe życie. Rozczarowania wynikającego z zupełnej nieprzystawalności wyobrażeń z rzeczywistością. Co ciekawe, nie chodzi tylko o wygląd jakiegoś miasta, budowli, dzieła sztuki - widząc je na "żywo" często odkrywany, że nie jest takie ekscytujące.
Mann pisze też o rozczarowaniu każdą emocją, której wyobrażeniem budował na poezji. Ból po stracie ukochanej osoby nie jest tak przepastny, jak przypuszczał. Podobnie ze szczęściem.("Ból ma granicę: cielesny w omdleniu, duchowy w tępocie - ze szczęściem jest nie inaczej.").
Co więcej, dziwaczny z zachowania mężczyzna podkreśla, że język wcale nas nie ogranicza. Nie istnieją niewypowiedziane emocje i doznania - poezja i literatura doskonale sobie z tym poradziła. "Ludzka potrzeba wywnętrzania się wynalazła sobie słowa, które kłamstwem przechodzą te granicę".
Inspirujące spojrzenie.
"Mały pan Friedemann". Opowieść o brzydkim kaczątku, która nie kończy się happy endem. Kaleki Friedemann, który potrafił cieszyć się swoim cichym życiem, nagle traci spokój. Wszystko przez właścielkę brunatnych, nieco za blisko osadzonych oczu i kaskady rudych loków. I mimo to, że temat wydaje się niezwykle banalny i łzawy, Mann tak prowadzi narrację, że trudno mówić o poruszaniu sumień czytelników.
Ciekawa jest atmosfera całej noweli - taka duszna i parna. Mann potrafi opisywać świat swoich bohaterów w taki sposob, że wpada się w takie lekkie otępienie. Sama nie wiem skąd to się bierze.
W każdym razie lakoniczne zakończenie opowiadania i zdanie "przy plusku wody świerszcze zamilkły na chwilę" świetnie dopełnia całości... i mimo ciężkiej atmosfery, jakiegoś przeczucia katastrofy - zaskakuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz